Tygodnik Podhalański, 5 stycznia 2011

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2011)

Maciej Pinkwart

Rok Królika

 

Einsteinowi przypisuje się powiedzenie, że czas nie istnieje, są tylko zegarki i kalendarze. Ale z początkiem Nowego Roku szczególnie dotkliwie odczuwamy presję owego nieistniejącego realnie czasu. Zmieniają się daty w komputerach i telefonach, trzeba nauczyć się pisać nowe cyferki w oznaczeniu roku, a pesel stanie się jeszcze odleglejszy od współczesności. Nowe kartki w nowych kalendarzach przypominają nam o tym od 1 stycznia z całą bezwzględnością.

Ejże… Czy jednak czas nie jest najbardziej podległy einsteinowskiej teorii względności? To przecież z niej wynika tzw. paradoks bliźniaka - jeśli jeden z bliźniaków pozostanie na ziemi, a drugi wyruszy w podróż kosmiczną z prędkością zbliżoną do prędkości światła, to gdy ten drugi powróci na Ziemię, będzie znacznie młodszy od pierwszego. Przepływ czasu zmienia się pod wpływem prędkości i grawitacji. Udowodniono to także praktycznie, gdyż po długim pobycie w stacji kosmicznej na orbicie wokółziemskiej, jej załoga powróciła młodsza o część sekundy. Astronauci żyli wówczas w dwóch czasach – własnym i ziemskim, mierzonym w Houston.

Życie w różnych czasach jest właściwe nam wszystkim, choć nie zawsze sobie to uświadamiamy. Jeśli kobieta mówi, że zejdzie do samochodu za pięć minut, macie do dyspozycji przynajmniej kwadrans. Jeśli spóźnicie się pięć minut, usłyszycie, że od godziny na was trzeba czekać. Gdy my wznosiliśmy pierwszy noworoczny toast – w Nowej Zelandii już leczyli kaca… Jeśli spędzaliście Sylwestra w Egipcie, to załoga hotelu o północy powitała rok 2011 razem z wami, choć dla nich arabski Nowy Rok zaczął się 7 grudnia 2010 i ma numer kolejny 1432. Gdy zaś witaliście Nowy Rok w Ziemi Świętej, to choć nikt Wam nie odmówił wspólnej zabawy, ale dla Żydów uroczystość noworoczna to już przebrzmiała historia, bowiem nowy, 5771 rok zaczął się 7 września 2010.

Żyjemy zatem w różnych kalendarzach, a ów moment początkowy jest kwestią uwarunkowaną kulturowo. Co nie znaczy, że nie mamy go odpowiednio uczcić. Jedną z najpopularniejszych form witania Nowego Roku jest podejmowanie (najczęściej po pijaku) noworocznych postanowień, które zaraz po Nowym Roku są całkowicie zapominane. Ma to w sobie coś z obietnic przedwyborczych: kto, poza czepliwymi dziennikarzami, pamięta o tych wszystkich basenach termalnych, salach widowiskowych, parkingach, zakopiankach i zgodach narodowych?

Gdybyśmy jednak przegapili moment składania życzeń i postanowień noworocznych, zawsze będzie można to zrobić 3 lutego 2011, kiedy to wypada chiński Nowy Rok, którego patronem będzie tym razem , Królik. I bardzo dobrze, bo poprzedni rok był Rokiem Tygrysa i charakteryzował się dużą liczbą nieszczęść, katastrof, agresji i nieporozumień. Rok Królika ma być zaś pełen wzajemnej życzliwości, pozytywnej energii, optymistyczny i zapewniający w wielkiej ilości przyjaźń i miłość. Bo chiński Królik to stworzenie kreatywne, pełne ciepła i sympatii dla innych, choć z wysokim poczuciem własnej wartości, niezależne, ale unikające starć i kłótni. Aha, i nie jest symbolem seksu. Ani Krainy Czarów. Trochę szkoda.