Tygodnik Podhalański, 4 lutego 2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Fukuyama na zakopiance

 

Dziennikarze napisali ostatnio o zakopiance informując, że możemy zapomnieć o jej rozbudowie przez najbliższe tysiąc lat, co jest efektem poronińskich kłótni, protestów i faktu, że ci, co mieli nową drogę budować zostali tak skołowani, iż po prostu siedli i czekali co z tego wyniknie. A czas załatwił resztę.

Kilka dni wcześniej burmistrz Janusz Majcher powiedział, iż nic go nie obchodzą protesty w innych miejscowościach i on zrobi to, co do niego w kwestii zakopianki należy – to znaczy zleci włączenie projektu nowej drogi do planu rozwoju Zakopanego. Przypomniałem sobie wtedy żarcik o Jaśku z Harklowej, który orał pole mimo, że w nocy zalała je powódź, ale on był konsekwentny i jak miał orać, to orał. Atoli postawa burmistrza nie jest śmieszna, a godna szacunku – robimy swoje, choć fale głupoty wokół wzbierają jak powódź.

W rozwoju ludzkości doszliśmy do momentu, w którym nic już nie da się zrobić dla dobra wspólnego, bo staną temu na przeszkodzie prywatne interesiki i rozbieżne opinie, których nie da się uzgodnić. A siłą dobra wspólnego wprowadzić nikt nie chce. Zresztą, już nikt nie pamięta, czym to dobro wspólne jest. Zostało ono zastąpione arytmetyczną sumą dóbr indywidualnych. Pamiętacie opowieść Prusa z „Faraona” o modlitwach we własnych intencjach, zderzających się jak gołębie w locie i nie docierających do tronu Boga? E, kto dziś czyta Prusa…

Ale jeszcze mniej osób czyta Francisa Fukuyamę, którego najważniejsze dzieło „Koniec historii” dotarło do Polski prawie 20 lat temu. Amerykańsko-japoński filozof dowodzi w nim, że wszystkie totalitarne systemy się nie sprawdziły i oto doszliśmy do momentu, w którym demokracja liberalna zapanuje na całym świecie i ten ustrój będzie zwieńczeniem historii ludzkości. Od 1989 r. świat przeżył już wiele i tezy Fukuyamy mają się nieźle, choć sprawdzają się co najwyżej w świecie białego człowieka. Najnowsze dzieje Polski także wspierają pogląd o końcu historii. Bowiem funkcjonujące jako przejaw demokracji liberalnej nasze bezustanne spory, strajki, protesty, kłótnie i komisje śledcze, groźby karalne z użyciem ciupag czy po prostu chamskie liberum veto wobec wszystkiego, co komuś nie pasi powodują, że nic już nie da się zrobić. Kiedyś, z zamierzchłych czasach dialektyki, uczyliśmy się, że postęp dokonuje się przez walkę przeciwieństw. Fukuyama, czytany po 20 latach z polskiej perspektywy pokazuje, że jest dokładnie odwrotnie: walka przeciwieństw zatrzymała postęp.

Ale zawsze możemy wrócić do polskich sukcesów poprzez czczenie kolejnych rocznic narodowych, a jak już nam się od tego zrobi niedobrze, to pojedziemy pod Kielce i poszukamy miejsca, w którym nasz przodek sprzed 500 milionów lat wylazł z wody i poszedł w polskie drogi. Może uda się wejść do morza z powrotem. Jednak pod Kielcami nie będzie to łatwe.