Tygodnik Podhalański, 7 października 2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Olimpijskie króliczki

 

Próbując (bezskutecznie) zrozumieć, dlaczego całkowicie poza sezonem turystycznym, bez żadnej uzasadnionej remontami czy wypadkami przyczyny, od kilku tygodni korki przed Zakopanem zaczynają się przy Ustupie, albo nawet w Poroninie, włączyłem w samochodzie radio, bo wiadomości zawsze mnie odprężają – tam kompletny brak sensu jest regułą, a nienormalność normą. I oto dowiedziałem się, że władze słowackich Wysokich Tatr wspólnie z władzami Zakopanego zamierzają zgłosić do Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego wspólny wniosek o gotowości do zorganizowania Zimowych Igrzysk w 2022 r.

Bardzo się z tego ucieszyłem. Co prawda, data 2222 byłaby lepsza, bo ładniej wygląda, no i do tego czasu mielibyśmy pewno problem z głowy z powodu ocieplenia klimatu, ale numerologicznie 2022 jest też niezłe: suma cyfr wynosi 6, co oznacza, że będziemy celująco do imprezy przygotowani. Krzepiące jest również to, że postulat ten poparły wszystkie osoby i frakcje, walczące obecnie o władzę w Zakopanem i okolicy, co dowodzi, że ciekawa i nowatorska inicjatywa jest w stanie zjednoczyć ludzi, na co dzień obrzucających się zdechłymi świniami.

Jakie jest to skuteczne, przekonaliśmy się już w czasach, gdy Zakopane zgłosiło swoją chęć organizacji Igrzysk w 2006 r. Wtedy projekt także poparła koalicja i opozycja (dzisiejsza koalicja była wtedy w opozycji, ale to bez znaczenia) i osiągnięto zamierzony skutek. Co prawda na organizatora imprezy wybrano włoski Turyn, ale za to udało się usunąć ze stanowiska ówczesnego dyrektora TPN, Wojciecha Gąsienicę-Byrcyna, który projektowi się przeciwstawiał. Z punktu widzenia lokalnego biznesu i narciarskich wizjonerów był to jakiś sukces.

Tak więc ja inicjatywę tę ze wszech miar popieram. Co prawda w stu procentach zgadzam się z tymi, którzy uważają, że w polskich Tatrach nie ma żadnych warunków do organizacji zawodów zimowych, że Zakopane kompletnie nie ma odpowiedniej infrastruktury, że sieć istniejących dróg nie pozwala na spokojne dojechanie do Stolicy Tatr nawet karawanu, a próba zmiany tego stanu rzeczy uaktywni protestantów nie tylko w Poroninie i Szaflarach, ale nawet w spolegliwym dotąd Białym Dunajcu, zaś plany związane z możliwością dodatkowego nachapania się dzięki gościom olimpijskim są równie realne jak wizje Szalonego Kapelusznika z Alicji w krainie czarów w wersji 3 D. Ale popieram, z pewną modyfikacją: proponuję zorganizować w Zakopanem Olimpiadę, a nie Igrzyska Olimpijskie. Bowiem olimpiada, według wynalazców tego pojęcia – Greków, to czteroletni czas MIĘDZY zawodami. To na pewno nam się uda: olimpiada bowiem odbywa się bez zawodników, bez publiczności, bez sędziów, bez infrastruktury sportowej, hotelowej i drogowej. Jedynym jej składnikiem jest szum medialny, a o to w Polsce nietrudno. I to też będzie jakiś sukces.

A Igrzyska niech sobie zrobią Popradczanie. U nas i tak ważniejsze jest gonienie króliczka, niż złapanie go.