Tygodnik Podhalański, 2 września 2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Ech, odlecieć z bocianami...

 

Zaczyna się szkoła i to jest wystarczający powód do smutku. Nie dlatego, że znów trzeba będzie wstawać wcześniej, mówić coś do tych, którzy też musieli wstać wcześniej i wcale nie chcą słuchać. Ale coraz bardziej słabnie wiara w sens i potrzebę tej pracy. Spoglądając na tych, którzy w Polsce zrobili czy też robią karierę, nie widzimy wśród nich ani intelektualistów, ani ludzi obdarzonych jakąś wiedzą, którą wynieśli ze szkoły, ani nawet ludzi po prostu kulturalnych. Bowiem karierę, w powszechnym rozumieniu, robią celebryci. A celebrytą jest ten, kogo pokazują w telewizji. W telewizji zaś pokazują: aktorów, którzy chlubią się tym, iż nie przeczytali żadnej książki, piosenkarzy, których szkoła muzyczna tylko śmieszy, polityków, których wiedza opiera się na tzw. chłopskim rozumie (babskim nie, bo jeszcze nie ma ustawy o parytetach), działaczy psychicznie niezrównoważonych, fanatyków wykrzykujących takie wyrazy, które potem trzeba wypikiwać na antenie oraz ofiary wypadków, nędzy czy przestępstw. Wzięcie medialne mają parady strajkerów, jak również dzieci zaatakowane przez psy i muchomory. Dobrze jest też być bliźniakiem syjamskim, rozdzielanym za pieniądze sponsora, albo sfrustrowanym samotnym bliźniakiem, jednojajowym i jednopółkulowym.

Wiedza szkolna jest więc całkowicie zbędna. Umiejętność czytania i pisania przydaje się tylko przy SMS-ach, choć i tu własne pomysły zostaną już niebawem zastąpione przez gotowe koncepty, no i emotki. Na Facebooku dominują zdjęcia, a komentarze i podpisy dowodnie świadczą, że umiejętność pisania i choćby ograniczona znajomość własnego języka są niepotrzebne. Świat poznamy z „National Geoghaphic” po polsku, geografii Polski nauczy pogodynka telewizyjna, historii – inscenizacyjne mordobicia, matematyki – wyciągi z konta. Fizyka, chemia, filozofia, astronomia… A co to jest?

Bociany zbierają się w sejmikach i przez aklamację uchwalają, że pora odlecieć z kraju o tak niestabilnej pogodzie, w którym po słonecznych upałach nadchodzi deszcz, zimno i śnieg. Czy, jak nie będzie bocianów, będą nadal pojawiać się dzieci, mamo? A czy jak one odlatują, to zabierają ze sobą staruszków? Znów czerwienieje jarzębina, a przecież podobno czerwonych przegnaliśmy. No, a oni zabrali ze sobą jarzębiak, którego dziś nie uświadczysz nawet na półkach sklepów z dopalaczami. Komuna, rozpadając się, zabrała nam też najsympatyczniejszy przejaw jesieni – destylowany z polskich jabłek calvados o nazwie „Złota jesień”. Podobno w tym roku nie będzie też babiego lata, zgodnie z zarządzeniem pełnomocnika do spraw równego traktowania mężczyzn i kobiet. Tylko patrzeć, jak przed pałacem prezydenckim staną ocieplone namioty, a wojownicy Króla Ducha będą ze wszystkich parafii otrzymywać ciepłe koce i ogrzewane mikrofony, zaś rząd w ramach nie drażnienia kiciusia, będzie dostarczał ciepłą herbatkę bezkofeinową. Czy to plotka przedwyborcza, że w ramach projektu Góral-Ski parkingi na Podhalu będą ogrzewane wodą geotermalną?