Tygodnik Podhalański, 6 maja 2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Rozmyślania nad deską

 

Wśród wielu nużących, ale w zasadzie koniecznych czynności codziennych, prasowanie należy do najbardziej nie lubianych i odkładanych do momentu, kiedy sterta czekających na żelazko rzeczy przekroczy próg naszej wytrzymałości. Znałem tylko jedną osobę, która traktowała prasowanie jak najbardziej oczekiwaną z domowych przyjemności. Wszyscy w rodzinie i w kręgu znajomych korzystali z tego dziwnego hobby, choć nikt tego za normalne nie uważał, ale lekarza wezwano dopiero wtedy, gdy moja znajoma zaczęła prasować złożone głównie z plastikowych nitek skarpetki swojego męża, skutkiem czego zarówno żelazko, jak i rozpuszczone na jego stopie skarpetki były do wyrzucenia, zaś mąż, który nie zdążył ich zdjąć przed tym, zanim dopadła ich szalona prasowaczka, doznał skomplikowanego oparzenia drugiego stopnia z przemieszczeniem. Jak już założono mu opatrunek, przemieścił się mianowicie do swojej młodszej o ćwierć wieku asystentki, która należąc do innego pokolenia uważała, że prasowanie w ogóle jest niepotrzebne, bowiem można nosić niemnące sweterki, spać pod pościelą z cory, a przede wszystkim odwracać uwagę patrzących od wyglądu ubrań ich długością, a w zasadzie – krótkością.

Jednakże to, co u asystentki było zaletą, u męża mojej znajomej okazało się wadą, bowiem na jego stanowisku wymagane było noszenie garniturów i krawatów, co nie najlepiej komponowało się z koszulami, wykonanymi z chińskiego gniotu. Poszukując kompromisu, wynajął kawalerkę na mieście i kupił na allegro żelazko bezprzewodowe. Mieli mu przysłać kurierem, ale on i kurier pracowali w podobnych godzinach, na skutek czego nie mogli się nigdy spotkać, w rezultacie czego mąż znajomej zdecydował się ożenić z pracownicą hurtowni ubrań i prasowanie ubrań (z wyjątkiem skarpetek) wpisać do intercyzy małżeńskiej, ale w tym celu musiałby się rozwieść. Jednak sąd odrzucił jego pozew, gdyż jako przyczynę rozpadu małżeństwa podał w napadzie szczerości to, że żona poświęcała cały wolny czas pasji prasowalniczej.

Takie mi się snuły myśli po głowie, podczas gdy powoli wygniatałem gorsy i rękawy koszul, które po kolei pojawiały się na desce do prasowania. Szła wiosna, za oknem zaczął prószyć ostatni śnieg, ale może to po prostu sąsiad czesał się piętro wyżej na balkonie. W domu było dość ciepło od żelazka, mimo, że zgłoszona jeszcze jesienią awaria w jednym z pionów centralnego ogrzewania nie znalazła zainteresowania w administracji domu, jako że technicy i ja pracowaliśmy w tym samym czasie, co przypomniało mi historię zdesperowanego męża mojej znajomej, który z braku innych rozwiązań powrócił do pierwszej żony, jednak nigdy nie wchodzi w ubraniu do pomieszczenia, w którym stoi żelazko.