Tygodnik Podhalański, 25 marca 2010

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2010)

Maciej Pinkwart

Brak słów

 

 

Język się upraszcza, podobnie jak obyczaje. Coś, co się nam podoba jest super. Słowo duży zostało zastąpione słowem mega. Każdy zjazd narciarski jest szusem, choć szus jest to jazda na wprost, na krechę. Słowo szusować stało się synonimem jeżdżenia na nartach, a to tylko jedna z technik jazdy. Podobnie puch, koniecznie biały jest synonimem śniegu w ogóle, dziennikarze nie wiedzą, co to jest szreń, lodoszreń, gips zbity, gips przewiany, puch zsiadły i wiosenny firn… Słowo Krokiew stało się synonimem skoczni narciarskiej, słyszałem kiedyś o skokach na Wielkiej Krokwi w Szczyrbskim Jeziorze… Z ostatnio coraz częściej spotykanych potworków językowych (poza Rówienią Krupową i dutkami, oczywiście…) najbardziej mnie bawi utożsamianie słowa stok, czy trasa (narciarska) ze słowem wyciąg, no i prześmieszne reklamy, zapraszające na wyciąg sztucznie naśnieżany czy nawet, o zgrozo – wyciąg przygotowywany ratrakiem. Już widzę silnik, słupy, liny i orczyki wyciągu po przygotowaniu ratrakiem…

Słowa Tatry używa się dziś na określenie każdego terenu w tatrzańskiej okolicy. Są pensjonaty tatrzańskie dziesiątki kilometrów od Tatr, są ośrodki w sercu Tatr w Kościelisku. Pisze się także o podhalańskim Spiszu…. Jest to, rzecz jasna, chwyt marketingowy, podobne jak dodawanie nazwy „Zakopane” do adresu we wspomnianym Kościelisku, Poroninie czy Murzasichlu, które są odrębnymi wsiami.

Każdy góral nazywany jest gazdą albo, co lepsze – bacą, podobnie jak każdy nie-góral – ceprem. A gazda to właściciel gospodarstwa, baca – szef przedsiębiorstwa pasterskiego, a ceper – przyjezdny robotnik fizyczny.

Poza błędami czy przeniesieniami znaczeń coraz częściej mamy do czynienia ze zwykłą nieporadnością językową. W „Wiadomościach” telewizyjnych dowiedziałem się, że jakaś partia odniosła dotkliwą porażkę. W jednym z lokalnych wydawnictw przeczytałem, że pewien bojownik II wojny przebywał w siedzibie gestapo. Dobrze, że nie bawił w obozie koncentracyjnym… Zwrotu nie zabraknie też używa się jako synonimu słowa „będzie”. Nagminne jest mylenie słowa adaptować i adoptować oraz przynajmniej z bynajmniej. Z najważniejszych ust padają informacje o cofaniu się do tyłu i o kontynuowaniu czegoś dalej, niekiedy opowiadają nam o akwenie wodnym i oczywistej oczywistości, co jest rzecz jasna tylko dowcipem, jak wszystko co autorzy tych słów mówili w tym temacie.

Z drugiej strony najważniejsze jest to, byśmy byli dobrze zrozumiani. Choć z punktu widzenia zarówno władzy, jak i opozycji zupełnie nie ma znaczenia to, co się mówi, bo ani forma, ani treść nie docierają do większości społeczeństwa. Jednak może warto ten stan rzeczy zmienić. Żebyśmy potem nie wspominali z sentymentem złotoustego likwidatora Teleranka jako ostatniego pięknie mówiącego polskiego przywódcę, który trafnie zdiagnozował sytuację informując, że Polska stanęła nad przepaścią. Według niektórych ocen, jego następcy pomogli nam zrobić znaczny krok do przodu.