Tygodnik Podhalański, 31 grudnia 2009

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)

Maciej Pinkwart

W nastroju międzyświątecznym

 

Nareszcie Święta za nami i możemy sobie dać spokój z tą hipokryzją religijno-rodzinnych motywacji do nieróbstwa i obżarstwa, poprzedzonych gorączką zakupów, zapaleniem portfeli i inwazją reklamowych kretynów w błazeńskich czapeczkach, którzy usiłują nam wcisnąć ciemnotę o tym, że właśnie w serdeczno-świątecznym nastroju najłatwiej będzie nam pozbyć się pieniędzy, które z okazji świąt pożyczyliśmy od Mikołaja w banku i zaraz wydaliśmy u jego kuzyna w markecie. Tak to przynajmniej wygląda z perspektywy mediów, które jako przystawkę do coraz dziwaczniejszych reklam serwują nam od Andrzejek komercyjne kolędy, w których nie ma szopek, przychodzących na świat Jezusków i zmarzniętych, ale szczęśliwych pasterzy, tylko bałwany, santaklausy, sanki, dzwonki, renifery, ho-ho-ho!, tęsknota za domem rodzinnym i nastrojowe choinki, na które pada śnieg. A Boże Narodzenie zostało zastąpione Świętami Bożonarodzeniowymi. Może niuans, ale dla mnie ważny.

Kolejną okazję do świętowania daje nam wieczór sylwestrowy, w którym staramy się zapomnieć o niszczącym działaniu mijającego czasu, czego nigdy nie doświadczamy tak wyraźnie jak właśnie tej nocy. Pocieszamy się tym, że co prawda musimy kupić nowy kalendarz i przepisać do niego stare adresy coraz starszych znajomych, a co gorsza – także stare zobowiązania, które jakimś pechowym zbiegiem okoliczności nie zresetowały się wraz z wystrzeleniem korków od rytualnego szampana – ale za to rozpoczyna się okres karnawału, kiedy to będziemy mogli tańcować, prezentować swoje wdzięki i cieszyć się cudzymi, jeść pączki i nie liczyć się z groszem, kaloriami i upływającym czasem, bo przecież przychodzi Nowy Rok, w którym wszystko może się tak wspaniale ułożyć. Do Nowego Roku mamy wielkie zaufanie i pokładamy w nim nowe nadzieje, bo mamy na szczęście krótką pamięć i nie udaje się nam przypomnieć, co też sobie planowaliśmy, gdy odchodzący Stary Rok był młodszy o 365 dni…

To na nieco mniejszą skalę to samo, co zdarza się politykom i samorządowcom: plany i obietnice z końcem mijającej kadencji obejmują optymizmem następną, a z niechęcią są wspominane w odniesieniu do poprzedniej…

Dziś więc, kiedy przez jakiś czas nie będziemy chodzić na zakupy, bo po pierwsze wydaliśmy już wszystkie pieniądze, na Nowy Rok jeszcze nie przyjęła się tradycja kupowania kolejnych prezentów, a zapasy jedzenia, na które już nie możemy patrzeć, starczą nam do Wielkanocy – możemy spokojnie pomyśleć o tym, co zrobimy dobrego dla swego ducha, dla umysłu i wiedzy. Kurs języka chińskiego? Nauka szydełkowania? Obliczanie kolejnych liczb ciągu Fibonacciego? Przewidzenie tego, z kim zawrze kolejny sojusz PSL? I pamiętajmy, że na tę odnowę duchową mamy niewiele czasu – od momentu, kiedy wyleczymy się już ze zmęczenia sylwestrowego do momentu, kiedy będziemy się musieli zakochać, co zacznie nasze przygotowania do Walentynek.