Tygodnik Podhalański, 3 września 2009

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)

Maciej Pinkwart

Smoking i T-shirt

 

 

Teorie, głoszące współistnienie światów równoległych są raczej domeną literatury S-F, niż nauki, choć każdy z nas chętnie by znalazł w nich usprawiedliwienie tych wszystkich nie dających się racjonalnie wytłumaczyć nocnych stuków w szafie, spotkań typu deja vu, czy wyników wyborów parlamentarnych. Najpopularniejszym przykładem akceptowania współistnienia rzeczywistości i fikcji jest nasz stosunek do legend, mitów i stereotypów.

Jest ich w naszym codziennym życiu niemało i w zasadzie nauczyliśmy się z nimi żyć, najczęściej mając świadomość, co jest fikcją, czy po prostu literackim odbiciem naszej niewiedzy, a co historyczną rzeczywistością. Tu, na Podhalu przykładów takich współistniejących z prawdą mitów mamy wiele, a sporo osób legendy traktuje jak fakty i za nic nie chce pogodzić się z rzeczywistością. Jeśli, na przykład, bajki o śpiących w Giewoncie rycerzach nikt nie bierze za element historii Podhala, to już opowieść o pierwszym proboszczu Zakopanego, który własnymi rękami budował pierwszy, drewniany kościółek dla wielu osób jest prawdą. I nic nie pomaga powoływanie się na daty i informacje z dokumentów (kościółek powstał w czerwcu 1847, Stolarczyk przyjechał do Zakopanego w listopadzie 1847) – mit trwa niejako równolegle do rzeczywistości, a nawet zdecydowanie nad nią dominuje. Jeszcze inaczej funkcjonuje legenda o hetmanie zbójnickim – Janosiku. Większość z nas nie dopuszcza do siebie prawdy, która głosi, że Juraj Janošik był postacią historyczną, urodził się w słowackiej Terchowej w Małej Fatrze i został powieszony za poślednie ziobro (poślednie czyli ostatnie, a nie jak to teraz się mówi – pośrednie…) w 1713 r. w Liptowskim Świętym Mikulaszu, po pokazowym, ale sfingowanym procesie, po zaledwie kilku latach zbójowania – w czasie którego nigdy nie był nie tylko w Polsce, ale w ogóle w Tatrach… Chętniej wierzymy legendom, utrwalonym w literackim obrazie przez Kazimierza Tetmajera – Podhale adoptowało Janosika, zrobiło zeń naskiego bohatera, co to bogatym zabierał, a biednym oddawał. A film Jerzego Passendorfera z 1974 r., z Markiem Perepeczką w roli tytułowej, uczynił zeń romantycznego bohatera socjalistycznej walki klasowej i w takiej wersji został najbardziej zaakceptowany – mimo, że wszyscy górale śmiali się do rozpuku z pseudogwary Pyzdry i Kwicoła. Niestety, z błędami językowymi jest jak z ogłupiającą propagandą – wystarczy powtórzyć odpowiednią ilość razy, a coś tam zostanie. Przykład nieszczęsnego „dutka” (zamiast „dudka”) i Rówieni Krupowej jest wystarczająco wymowny.

Dlatego nie wróżę powodzenia najnowszemu filmowi o Janosiku, w którym Agnieszka Holland i Katarzyna Adamik opowiedziały prawdziwą historię słowackiego zbójnika. No – prawie prawdziwą. Albowiem prawda jest nam potrzebna tylko do propagandowych sloganów, a legenda jest bliższa sercu. W smokingu pięknie się wygląda, ale dżinsy i T-shirt są wygodniejsze.