Tygodnik Podhalański, 13 sierpnia 2009

 

Tutaj skan artykułu

Inne komentarze w Tygodniku Podhalańskim (2009)

Maciej Pinkwart

Lans

 

 

Liczenie turystów w Tatrach jest z pewnością mniej istotne niż liczenie kozic – turyści w przeciwieństwie do kozic wchodząc na teren TPN kupują bilety wstępu, więc zamiast wysyłać do akcji 40 wolontariuszy, wystarczyłoby zapytać głównego księgowego Parku. Jednak pytania, jakie w Tatrach stawiają turystom ankieterzy z pewnością pozwolą rozstrzygnąć fundamentalny problem: w jakim celu ludzie zwiedzają Tatry. Odpowiedź, że chcieli wejść wyżej niż byli dotąd z pewnością nikogo nie zadowoli, bo w Tatrach nic nie jest oczywiste.

Jeśli na przykład Kierownik Kancelarii Pana Prezydenta Polski w trosce o los polskich, ba! – góralskich koni przybywa z wizytacją do dyrekcji TPN i twierdzi, że nie interesuje go koń, tylko problem koni – to choć nie rozumiemy, wiemy, że to sprawa poważna i lekko się niepokoimy: w końcu, Władysław Stasiak, przyjaciel i prawa ręka Pana Prezydenta niedawno był szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego, więc jego troska o los koni może oznaczać, że w Pałacu rozważa się możliwość powołania formacji Ułanów Góralskich, którzy pomogą wrócić nam do świetności militarnej, zaprzepaszczonej przez NATO i ministra Radka Sikorskiego. Pierwszy, tajny oddział powstałby w rejonie Morskiego Oka – cóż to za świetna promocja dla Zakopanego, które co prawda nie obejmuje tego terenu, ale to tylko dla zmylenia przeciwnika, paniatno?

Przed zakopiańskim, czyli tzw. królewskim etapem tegorocznego Tour de Pologne ludzie małej wiary narzekali, że droga między Bukowiną a Zakopanem jest w fatalnym stanie, co nie przyniesie nam światowej chwały. Stosowne czynniki obiecały naprawić zniszczony odcinek i słowa dotrzymały – placki świeżego asfaltu pokazano w 90 krajach, do których transmitowano naskie wielkie pedałowanie. Cóż za wspaniała promocja, dowodząca, że wystarczy jedno wydarzenie sportowe, a w Polsce nawet droga się poprawia, więc po rowerzystach skorzystają z promocyjnych dobrodziejstw nawet kierowcy samochodowi. Lepiej mogłaby nas wylansować obecność wśród kolarzy Lance’a Armstronga, ale tym razem musieliśmy się zadowolić mistrzami ligi okręgowej – wiadomo, kryzys.

Zresztą efektowna promocja, czyli dobry lans to sztuka trudna, o czym wiedzą dobrze na Podhalu i podejmują rozmaite ciekawe próby (o fasiągach ani słowa…). Oto w jednym ze sklepów nowotarskich zauważyłem spory napis: Promocja! Towar wybrakowany! Mimo niewątpliwej oryginalności reklamy, kolejka się jakoś nie ustawiała, co świadczy o tym, że jeszcze nie daliśmy się całkowicie wyrugować z myślenia i wiemy, że promowanie się poprzez ujawniania braków może się dobrze sprawdzać w kontekście humanitarnym, a nawet politycznym, ale jako lans handlowy jest czymś wciąż zbyt nowatorskim.