Maciej Pinkwart

Zabójcza miłość

 

 Tutaj skan artykułu

 

Polityka miłości Donalda Tuska miała polegać na tym, że PO nie będzie się odgrywać na PIS-ie za lata sobiepaństwa rządów dwóch takich, co ukradli księżyc. Jasne, nie dla odgrywania się na przeciwnikach idzie się do rządu, tylko dla kierowania państwem. Tymczasem Platforma wpadła we własne sidła i stała się niewolnikiem doktryny, w myśl której robiła co mogło, by od PIS-u się odróżniać, ale nie za bardzo – by nie zrażać prawicowych wyborców. Kaczyński, po dojściu do władzy najpierw zapewnił sobie większość w Sejmie, rozbawiając nas bajeczkami o demokratycznym kierowaniu państwem przy pomocy swojej żelaznej gwardii i przyssanych do foteli „przystawek”, a potem wymienił wszystkie kadry argumentując, że nie może pracować z kimś o czyjej lojalności nie jest przekonany. Tymczasem Tusk tolerował nie tylko wewnętrzną opozycję Rokity i Gowina, ale i pisowskie kierownictwo CBA, NIK, IPN, pisowskie publiczne media, związki zawodowe, rzecznika praw obywatelskich, znaczną część służb specjalnych… Prezydent Kaczyński nie tylko sabotował wszystkie próby zmian ustawowych poprzez nieustanne wetowanie wszystkiego, co mogłoby podważyć stworzoną przez PIS strukturę, ale cały czas kierował do obywateli czytelne przesłanie, że oto w sumie nic się nie zmieniło, że trwa niedługa przerwa, że rząd nic nie robi, a premier boi się podejmować jakiekolwiek decyzje, nie tylko dlatego, by ich prezydent nie zablokował, ale by nie rzuciła mu się do gardła sfora z cudzej psiarni, którą sam karmi.

W dodatku Pałac Namiestnikowski stał się eksterytorialną jednostką, czymś na kształt San Marino we Włoszech, rządzącego się na swój sposób, z własnymi ministrami i własną polityką wewnętrzną i zagraniczną.

A decyzje nie podjęte od razu były praktycznie nie do podjęcia potem. Wyrzucenie Kamińskiego z CBA dopiero po wykryciu rzekomej afery hazardowej było jednym z większych obciachów obecnej ekipy, bo wykazało, że premier nie potrafił przewidzieć tego, co było oczywiste dla wszystkich innych. Można się teraz zastanawiać, czym właściwie rządzi Tusk, jeśli na tyle sfer działania państwa nie ma wpływu, a w dodatku cały czas patrzy na to, jak pozostawione przy elementach władzy krasnoludki siusiają mu do mleka. Jeśli zaś premier okazuje słabość i niesuwerenność w swoim działaniu, to jak ma przekonać wyborców, że to właśnie on poprowadzi nas do szczęśliwej przyszłości, a pozostawiony w organizmie państwowym guz IV RP dzięki polityce miłości nie zaczął już odrastać?

A argument górala, że toleruje w swojej stajni kopiącego go konia dlatego, żeby nie mieć kłopotów z ekologami, jest niezrozumiały nawet dla konia.

 

 

Nowy Targ-Kraków, 12-01-2010