Maciej Pinkwart

Wodowskaz

 

 Tutaj skan artykułu

 

Wystarczy przerzucić kilka czasopism (zarówno „polskich”, jak i „polskojęzycznych”, jak rozróżniają niektórzy), by zrozumieć mechanizm powstawania nawałnic, powodzi i nawet trzęsień ziemi. Wiedza z dziedziny klimatologii, geografii i urbanistyki nie jest potrzebna, wystarczy mieć tylko opanowaną odmianę zaimków – „my” i „oni”. Oni zaniedbują zagrożenie powodziowe. My przedkładamy stosowne projekty, których oni nie uchwalają. Kiedy my rządzimy – oni przeszkadzają jako opozycja, no i w zasadzie nic się nie da zrobić, jeśli oni będą w rządzie albo w opozycji.

Istnieje jeszcze trzecia strona odniesienia, którą zresztą starają się zagospodarować „oni”, jeśli są w opozycji (albo we władzy, bo ostatecznie nie wiadomo, gdzie stało ZOMO, jako że ZOMO najczęściej jeździło albo biegało bijąc „nas”, podczas gdy „myśmy” uciekali w słusznej sprawie). Tą stroną są ekolodzy, którzy uważają, że winni są wszyscy, co wybudowali mosty, drogi, domy, kaloryfery, lodówki i oczywiście powycinali lasy. Wszyscy My i Oni, z wyjątkiem Nich. Język polski jest okropnie trudny.

Największa powódź na Podhalu była w 1934 r. za popieranej teraz sanacji. Wcześniej również bywało niezbyt sucho, jeśli w 1910 r. Andrzej Strug napisał „Zakopanoptikon, czyli kronikę 49 dni deszczowych w Zakopanem”. A z końcem XIX w. podjęto decyzję o uregulowaniu potoku Bystra, bo co roku zalewał on Równię Krupową.

Ksiądz Stolarczyk w kronice parafialnej w 1868 r. odnotował, że „Dnia 8-o Czerwca oberwała się chmura nad małą Łąką i nad Jaszczurówką. Wody ogromne w okamgnieniu [się] zebrały - tak iż powracający z Nowotarskiego jarmarku ludzie z wozami na Ustupie drogi przejechać nie mogli i w Poroninie nocować musieli - tegoż dnia pioruny raz za razem biły. Jedno dziewczę przy pasieniu 8-letnie zabił - na Olczy kobietę sparaliżował - a na Pardałówce chłopa w izbie ogłuszył - domu jednak nie zapalił - ani dziecka w tej samej izbie - które Matka na ręce trzymała nie uszkodził, ani matki jego. Potem znowu nastąpiły [dni] suche aż do 9-o lipca. Odtąd leje trzeci dzień bez ustanku”.

Wygląda na to, że nie PO, PIS czy SLD jest winne, tylko myśmy sobie zasłużyli. Bo taka największa powódź była wtedy, kiedy lasów było w bród, natura zdecydowanie dominowała nad techniką, partie polityczne nie istniały, a arka była najbardziej ekologiczną budowlą przedpotopowego świata.

Może po prostu klimat by trzeba zmienić? Na Saharze nie byłoby problemów z piaskiem do umacniania wałów…

Nowy Targ-Kraków, 25-05-2010