Maciej Pinkwart

Rok konia

 

 Tutaj skan artykułu

 

Stosunek człowieka do zwierząt ma charakter dziwnie ambiwalentny: raz potrafimy płakać nad losem każdego chrobocka, zadeptanego przez nieuważnego turystę na tatrzańskim szlaku, innym razem przyglądamy się z upodobaniem ścianom karczm regionalnych, które pokrywa cały las rogów jeleni, głowy dzików i sarenek, niekiedy trafi się nawet grubsza zwierzyna – w jednej z restauracji Korbielowa do zupy zagląda nam wielki wypchany niedźwiedź, i jakoś to nikomu nie odbiera apetytu, że je kwaśnicę w trupiarni.

Rekordy w tej hipokryzji pobiła ostatnio kwestia biednego konia, który nie wytrzymał trudów ciągnięcia furki z turystami do Morskiego Oka. Sprawa stała się głośna nie wtedy, kiedy biedne zwierzę zmarło – nie wiemy, z wycieńczenia, na zawał serca czy inną chorobę – tylko wtedy, kiedy nakręcony przez jednego z turystów film został pokazany w telewizji. Zastanawiam się nad motywem, jaki przyświecał owemu filmowcowi, kiedy włączał kamerę, by uwiecznić agonię zwierzęcia i kiedy przekazywał film mediom: byłbyż to humanizm wrażliwego człowieka, który w ten sposób protestuje - przeciw czemu? Temu, że zwierzęta umierają? Że są wykorzystywane do pracy? Że furka była przeciążona? Czy może chodzi o niehumanitarny stosunek człowieka do zwierząt w ogóle?

O tym, że media zachłystują się tym końskim trupem, nie warto nawet mówić: klasykę dziennikarską stanowi powiedzenie, że dobrą wiadomością jest tylko zła wiadomość. Niedawno głównym tematem tatrzańskim była kwestia utopionego przez tchórzliwych turystów młodego niedźwiedzia, w tym roku dominuje tragedia konia. Koń zresztą w ostatnich miesiącach zastąpił w prasie polskiego potwora z Loch Ness, czyli słynną pumę z Opolskiego: konie tratujące turystów na Gubałówce, na Krupówkach i na krakowskim Rynku. Na to ostatnie urzędnicy znaleźli świetny sposób – od 12 do 17 koniom na Rynek wstęp wzbroniony. I super, między 12 a 17 nie będzie wypadków, daliśmy radę.

Przed kilkunastu laty parlament zajmował się kwestią niehumanitarnego tuczu gęsi na stłuszczone wątróbki: chłopi byli za, ekolodzy przeciw, Unia Wolności protestowała, ZCHN usprawiedliwiał cytatami z Pisma, skończyło się jak zwykle – głupio. Umierające z przejedzenia ptaki mogą mieć tylko ponurą satysfakcję z tego, że w każdej puszeczce foie gras jest tyle cholesterolu, że może wybić pół niewielkiego klubu parlamentarnego. Kontekst sprawy był oczywiście polityczno-światopoglądowy, podobnie jak niedawna sprawa obwodnicy Augustowa…

A wszystkim roniącym łzy nad rzeczywiście maltretowanymi, głodzonymi czy upasanymi na śmierć zwierzętami doradzałbym chwilę refleksji przed ladą z filetami z kurczaka czy schabem bez kości – być może w ramach ożywiania nudnego programu telewizja zrobi serial o pracy w tuczarniach i procesie przygotowawczym tego, co z takim upodobaniem pożeramy codziennie, wzruszając się ginącymi makolągwami. Do wyświetlania po 22-giej.

Nie, żebym był wegetarianinem, broń Boże. Ale jakoś tak praktycznie wydaje mi się, że większą mamy korzyść z żubrówki niż z żubrów.

 

 

Nowy Targ-Kraków, 4-08-2009