Maciej
Pinkwart
Świat
paradoksalny
Paradoks kłamcy: Kłamca mówi: zawsze kłamię. Kłamie? Więc
nie jest kłamcą, czyli kłamie…
Paradoks szatana: Czy wszechmogący Bóg mógłby stworzyć tak
wielki kamień, którego sam nie mógłby udźwignąć?
Czy nam się to podoba, czy nie – żyjemy w świecie paradoksów
i musimy się nauczyć z tym żyć. Jak żyć, tato? Nie garb się! Wiadomo - udając,
iż nie widzi się raf i przeszkód, które stawia nam życie. Władcy sprzed
kilkunastu lat i sprzed kilku miesięcy uczyli nas wierzyć w to, że co nie nazwane
– nie istnieje. Ludowa mądrość interpretuje to przaśnie, przestrzegając: nie
ruszaj g…., bo śmierdzi. Chodzimy po ulicach, zachwycamy się pięknymi widokami
wczesnej wiosny i udajemy, że nie zauważamy, że każdy chodnik jest jedną wielką
spluwaczką, na której bieleją miliony wyplutych gum do żucia. Spacerujemy po
parkach omijając tysiące torebek foliowych, które wydają się być największą
zakałą współczesnego świata: poniewierają się po lasach, fruwają nad górami,
pływają w Bałtyku i Morzu Śródziemnym, kretyński symbol naszej cywilizacji. Już
dawno zapomnimy o Jacku, Placku i Kozich Bobkach, a one jeszcze będą zaśmiecać
ziemię. Może i księżyc, jeśli wcześniej go wreszcie skutecznie nie ukradną. Być
może ich następcy zrobią nam drugą Irlandię, poprzez ułatwienia w imporcie Guinessa i ci bogatsi niebawem tam się znajdą, ale
umiejętność segregacji śmieci pozostanie domeną śmieciarzy-amatorów, pękających
ze śmiechu na widok samochodów, które przywożą na wysypisko kolorowe kontenery
i ich zawartość – posegregowaną uprzednio przez wysypujących – wywalają na
jedną obrzydliwą kupę, którą następnie wiatr rozrzuca po okolicznych polach.
Podobno wyjątkiem jest tu nowotarski zakład utylizacji śmieci, który bardzo
pięknie się prezentuje stanowiąc tło dla wielkiej tablicy z nazwą ulicy Jana
Pawła II, ale śmierdzi tak, jakby była to ulica jakiegoś polityka.
Ostatnio ktoś ze zdziwieniem zauważył, że zwiększenie miejsc
w kolejce na Kasprowy nie rozładowało tłoku i w czasie ferii warszawskich na
wyjazd na górę czekało się 3 godziny, jak za dawnych złych czasów kłótni Antoszyka i Byrcyna. W warunkach niezapokajalnego popytu zwiększenie podaży nie ogranicza
popytu, przeciwnie – powiększa. Paradoks? Nie, truizm. Ci, co rezygnowali ze
stania w kolejce do kolejki, bo miała mało miejsc – usłyszawszy, że liczba
miejsc się zwiększyła, idą do kolejki licząc, że kolejki nie będzie. I
paradoksalnie, po poprawieniu warunków - warunki mogą się jeszcze pogorszyć.
Ale przecież PKL powiększał kolejkę nie z miłości do narciarzy, tylko zgodnie
ze swoim planem ekonomicznym.
Zabawne, jak często dajemy się nabierać na reklamy, w
których sieci telefoniczne, banki, markety, salony samochodowe i ktokolwiek
inny przekonują nas, że bezustannie obniżają ceny i pewno niebawem będą nam
dopłacać, byśmy skorzystali z ich usług, jedynie w trosce o nasze dobro. One po
prostu istnieją po to, żebyśmy my zarabiali…
I ty mu
wierzysz, biedna dziewczyno! – jak z goryczą śpiewał Jontek do
głupio zakochanej w paniczu Halki. No, wierzyła, ale potem było efektowne
skakanie ze skały…
Konkluzja? Są paradoksy obiektywne i subiektywne. Ten o
kłamcy, wymyślony przez Eubulidesa z Miletu w IV w.
p.n.e., pewno jest obiektywny. Paradoksy współczesnych kłamców, serwowane nam
przez polityków, handlarzy i piękne kobiety żerują na naszej subiektywnej
głupocie. A ona jest niezniszczalna, jak foliowe torebki.