Ostatnio drastycznie uświadomiliśmy sobie, jak bardzo byliśmy w błędzie, uwierzywszy w swoją moc, władzę nad światem i dogłębne poznanie rządzących nim prawideł. Ludzka pycha zawsze prowadzi do dramatycznych wydarzeń, a one skutkują dalszymi tragediami. Obiektywne siły przyrody zazwyczaj działają w tle, a nam się wydaje, że to my nimi rządzimy. Że tak nie jest, wie każdy, kto chodzi w góry.
Najwięksi „kosynierzy”, najlepsi znawcy Tatr, tacy, o których Andrzej Strug pisał, że wchodzili na Żabiego Konia podtrzymując się jedną ręką, w drugiej niosąc na łyżce jajko na miękko, by je zjeść na szczycie ze smakiem – nawet i oni (ba, zwłaszcza oni!) wiedzą, kiedy trzeba ustąpić. I nie ma w tym żadnego dyshonoru – przyroda zdemaskuje bezlitośnie każdy nasz błąd. Wiatr, nagle zrywający się w najspokojniejszej chwili, deszcz, czy śnieg, przychodzący w środku upalnego dnia, mgła, która w kilka sekund pozbawia człowieka wzroku i powoduje kompletną dezorientację – to są zjawiska znane, nieprzyjemne, ale naturalne. Trzeba się z nimi liczyć. Tylko zadufany w sobie kompletny ceper będzie chciał pokonać góry. Człowiek gór zejdzie w doliny.
Można więc niektórym tragediom zapobiec, gdy uzna się swoją małość wobec natury i w porę odda jej pole. Ale są tragedie obiektywne, którym zapobiec się nie da. Najpewniejszy chwyt może się urwać, najlepsza asekuracja zawieść, z jasnego nieba może spaść meteoryt, a spokojny wulkan może wybuchnąć, zasnuwając niebo drobniutkim pyłem. Natura pokazuje siłę nieoczekiwanie, i niekiedy w miejscach dalekich od światowych centrów wydarzeń, a przecież istotnych dla całego świata: islandzki wulkan o niemożliwej do wymówienia nazwie Eyjafjallajoekull w minionym tygodniu sparaliżował ruch lotniczy w Europie. Czyja wina? Niczyja. Mogło być gorzej. Kiedy 23 sierpnia 1883 wybuchł wulkan Krakatau w Indonezji, erupcja wyrzuciła w powietrze kilkadziesiąt kilometrów sześciennych pyłów, które przez wiatry zostały rozniesione po całym świecie, a mgła długo rozciągała się na obszarze wielu tysięcy kilometrów od miejsca wybuchu.
A kilka dni temu trzęsienie ziemi w prowincji Qinghai koło Tybetu w parę sekund zabiło kilka tysięcy osób. Normalnych, biednych, nie spodziewających się niczego Chińczyków, którym nikt nie urządzi ceremonialnych pogrzebów. Obiektywny dramat. Jesteśmy tylko drobną cząstką natury, jako gatunek bez większego znaczenia dla dziejów planety Ziemia. Królewska pycha rzekomych władców wydaje się tu ponurym dowcipem.
Nowy Targ-Kraków, 21-04-2010