Gdy pierwszy Jasiek Gąsienica
Neandertalczyk rzucił kobietę na futro niedźwiedzia jaskiniowego w Grocie
Magurskiej, by uczcić ten marcowy dzionek bez pomocy pigułek powstańczych,
niewiasta z rozczuleniem odkryła, że we włosy futerka wplątał się wiosenny
kwiatek. I od tamtej pory mężczyźni mają obowiązek obchodzić Dzień Kobiet, a
kobiety oczekują od nich kwiatka, futra oraz rzucania nań. Kolejność jest w
zasadzie dowolna, zaś powtarzalność mile widziana, z tym, że furto dobrze się
sprawdza nie częściej niż raz na jedną kobietę, i dlatego też powinno być
zastępowane innymi dobrami, jak na przykład mieszkania, samochody, w
ostateczności złote torebki wyszywane brylantami. Sposób uczczenia święta ze
strony kobiety zwykle zostaje wybrany po oszacowaniu jakości futra lub jego
zamienników. Kwiatek jest zawsze mile widziany, bowiem spełnia rolę
romantycznego kamuflażu.
Przez
aktywistów prawicy Dzień Kobiet kojarzony jest z Układem Warszawskim,
goździkiem, talonem na rajstopy i wyrobami czekoladopodobnymi. A przecież to
święto ma tradycję amerykańską (choć rzeczywiście lewicową) i sięga 1909 r., ale
tak naprawdę zaczęło się już w starożytnym Rzymie, kiedy to w pierwszym tygodniu
marca obchodzono Matronalia, czyli
święto Matki-Rzymianki. W tym czasie mężczyźni mieli obowiązek dawać kobietom
prezenty i spełniać ich życzenia. Zwracam tu uwagę na słowo obowiązek.
Mimo
oficjalnych fochów, manifestowanych przez polityków prawicy (lewica z tej okazji
idzie na kobiecą Manifę, a na czele
demonstrantów staje zwykle Ryszard Kalisz, nie dlatego, żeby czuł się kobietą,
tylko dlatego, że trudno go nie zauważyć) – Dzień Kobiet w Polsce trzyma się
dobrze, a nawet się świetnie rozmnaża. Ostatnio obchodziliśmy Dzień Kobiet w
Tłusty Czwartek, przedtem w Walentynki, w Trzech Króli, na Gwiazdkę i w
Mikołajki, a świąt kobiet w sezonie letnim wprost zliczyć się nie da. W sumie co
trzeci dzień w roku powinien być ustawowo respektowanym Dniem Kobiet, zgodnie z
duchem przyjętej przez nasz parlament ustawy o parytecie, która zakłada minimum
35 procent miejsc dla kobiet na listach wyborczych. Co prawda słowo parytet niby
oznacza podział na dwie równe części, ale po pierwsze nie od dziś znamy pojęcie
„większa połowa”, obecne w języku niby-polskim, którym posługuje się
większa połowa społeczeństwa, a po
drugie mamy kryzys finansów publicznych i trzeba zacisnąć pasa o co najmniej 15
procent. Brakującą resztę rząd wydusi z emerytów i nauczycieli.
Nowy Targ-Kraków, 8-03-2011