Przedstawiciele władz Zakopanego pojechali na Słowację i spotkali się z przedstawicielami tamtejszego komitetu olimpijskiego, by z nimi omawiać kwestię wspólnego kandydowania do Zimowych Igrzysk w 2018 lub 2022 roku. Bardzo tę sprawę popieram. Jak najbardziej jestem za tym, żeby przedstawiciele Zakopanego jeździli na Słowację.
W czasie prywatnej dyskusji transgranicznej (spokojnie, nie tworzę jeszcze organizacji konkurencyjnej wobec obecnych prezesów, wysiadujących pańskie jaja w ciepłym euroregionalnym gniazdku) na temat różnic w prędkości rozwoju i korzystania z członkostwa w Unii między Polską a Słowacją ktoś tamtejszych przyjaciół powiedział, że Słowacja wobec Polski to jak kajak wobec transatlantyku. Znacznie łatwiej manewrować i dokonywać zwrotów…
Słowacy nie organizują mistrzostw Europy w piłce, ale budują autostrady, ot, tak – dla siebie, nie dla Michela Platiniego i jego szalikowców. Pomaga im w tym Unia pewno licząc na to, że w razie jak tak dalej pójdzie, przez Słowację łatwiej będzie dojechać do rynków zbytu na wschodzie niż przez Polskę. U nas, nawet jeśli akurat nie będzie na ważnej drodze blokad Samoobrony, manifestacji ekologów, partyjnego wiecu zwolenników czy przeciwników lub zgromadzenia miłośników żentycy, to wystarczy nieustający remont A-4, by zniechęcić do podróży rozleniwionych Europejczyków. Unia, nieporadnie cyckana przez Polaków, a zarazem oskarżana o najgorsze wszeteczeństwa obyczajowe, polityczne czy ideologiczne, patrzy na nas jeszcze ciągle ze stoickim spokojem, ale pewno z większą sympatią obserwuje pięknie odremontowany ryneczek w słowackim Kieżmarku, gdzie w honorowym miejscu pyszni się tablica, że uczyniono to ze środków unijnych.
Niewykluczone, że może i ktoś przez moment poważnie potraktuje ofertę Słowacji, która zaproponuje rozegranie Olimpiady w swoich wspaniałych ośrodkach narciarskich w Szczyrbskim Jeziorze, w Jasnej czy Vratnej, z uzupełniającym programem kulturalnym w Koszycach, Bratysławie i Bańskiej Bystrzycy. Zakopane dorzuci do tego przebijającą wszystko ofertę wspaniałej atmosfery pod skocznią, na której bywał Sami-Wiecie-Kto, kapitalny folklor góralski, będący świetną przyprawą do najlepszych polskich alkoholi i niesłychany boom hotelowy, który już niebawem zaowocuje wspaniałymi projektami wykorzystania brytyjskich statków hotelowych, cumujących w Gdańsku, koło Kolebki.
Zapewne kolejnej mrzonki olimpijskiej Zakopanego nie potraktują poważnie nawet wprawni w organizowaniu olimpiady Chińczycy, ale być może kilka szpalt w gazetach można będzie zająć na kolejny sen o potędze. W końcu, nie od dziś wiadomo, że najważniejsze jest nie złapanie, tylko gonienie króliczka. I to jest dyscyplina sportowa, w której zapewne bylibyśmy potęgą światową.
Nowy Targ-Kraków, 6-05-2008