Mój przyjaciel, ogłuszony
łomotem czegoś, co udawało muzykę regge podczas Jarmarku Podhalańskiego
stwierdził, że mieszkać na nowotarskim Rynku to prawdziwe nieszczęście. O tyle
się zgadzam, że w ogóle mieszkać w centrum takiego miasta to nieszczęście. Ale
akurat Rynek - z wyjątkiem czterech sierpniowych wieczorów - to najspokojniejsza
część Nowego Targu. Sklepy zapadają w senny letarg już wczesnym popołudniem,
czynnych lokali jest niewiele, parkingi po 16-tej pustoszeją, a opłaty za nie są
pobierane z góry, bo parkingowi też idą wypoczywać.
Jarmark Podhalański przypomina
działalność Zakładu Usług Pogrzebowych „Jasna Przyszłość”, który dzięki
intensywnej krzątaninie sprawia, że klient wygląda znacznie lepiej niż za życia,
po czym drewnianą paczkę dostarcza się na miejsce i zapada cisza. Jarmarczne
tłumy zresztą też nie skłoniły żadnego ze sklepów na Rynku do wydłużenia czasu
sprzedaży – to się na pewno nie opłaca.
Oferta jarmarku była taka, z
jakiej chętnie korzystają spacerujący przy pięknej pogodzie mieszczanie: coś
smacznego do zjedzenia (pierogi, mniam…), rękodzieło, dobre na prezent (nie
tylko z terenów Podtatrza), parę dzieł sztuki do podziwiania, rozrywka dla
dzieci, muzyka. Ta estradowa nie wyróżniała się niczym specjalnym poza ilością
decybeli, z wyjątkiem doskonałego występu nowotarskiego zespołu „Hyrni”, który
zarówno pod względem muzycznym, jak i choreograficznym i kostiumowym sprawiał
świetne wrażenie, choć widząc las mikrofonów, między którymi rozgrywało się
inscenizowane góralskie wesele, zastanawiałem się, na ile estradowość sztuki
ludowej odbiera jej autentyczność, przy folklorze podobno niezbędną… Ale jeśli w
kościołach mikrofon jest najniezbędniejszym sprzętem liturgicznym i nie
zmniejsza to metafizyczności przeżyć, to i przy występach regionalnych nie
powinno razić… Muzyczną ciekawostką była komercja andyjska, od lat obecna latem
na Podtatrzu (nie tylko polskim), w postaci kilku smagłych górali bodaj z
Boliwii, wykonujących z półplaybacku Guantanamera
i El condor pasa. Książek, także
tych z tematyką regionalną, nie sprzedawał nikt. No, ale jeśli statystyczny
Polak kupuje mniej niż jedną książkę w roku, to nie jest to towar na Jarmark
Podhalański… A pomnik Orkana na Rynku i tak był zasłonięty przez reklamy.
Nowy Targ-Kraków, 24-08-2010