Maciej Pinkwart

Kolorowe jarmarki

 

 Tutaj skan artykułu

Mój przyjaciel, ogłuszony łomotem czegoś, co udawało muzykę regge podczas Jarmarku Podhalańskiego stwierdził, że mieszkać na nowotarskim Rynku to prawdziwe nieszczęście. O tyle się zgadzam, że w ogóle mieszkać w centrum takiego miasta to nieszczęście. Ale akurat Rynek - z wyjątkiem czterech sierpniowych wieczorów - to najspokojniejsza część Nowego Targu. Sklepy zapadają w senny letarg już wczesnym popołudniem, czynnych lokali jest niewiele, parkingi po 16-tej pustoszeją, a opłaty za nie są pobierane z góry, bo parkingowi też idą wypoczywać.

Jarmark Podhalański przypomina działalność Zakładu Usług Pogrzebowych „Jasna Przyszłość”, który dzięki intensywnej krzątaninie sprawia, że klient wygląda znacznie lepiej niż za życia, po czym drewnianą paczkę dostarcza się na miejsce i zapada cisza. Jarmarczne tłumy zresztą też nie skłoniły żadnego ze sklepów na Rynku do wydłużenia czasu sprzedaży – to się na pewno nie opłaca.

Oferta jarmarku była taka, z jakiej chętnie korzystają spacerujący przy pięknej pogodzie mieszczanie: coś smacznego do zjedzenia (pierogi, mniam…), rękodzieło, dobre na prezent (nie tylko z terenów Podtatrza), parę dzieł sztuki do podziwiania, rozrywka dla dzieci, muzyka. Ta estradowa nie wyróżniała się niczym specjalnym poza ilością decybeli, z wyjątkiem doskonałego występu nowotarskiego zespołu „Hyrni”, który zarówno pod względem muzycznym, jak i choreograficznym i kostiumowym sprawiał świetne wrażenie, choć widząc las mikrofonów, między którymi rozgrywało się inscenizowane góralskie wesele, zastanawiałem się, na ile estradowość sztuki ludowej odbiera jej autentyczność, przy folklorze podobno niezbędną… Ale jeśli w kościołach mikrofon jest najniezbędniejszym sprzętem liturgicznym i nie zmniejsza to metafizyczności przeżyć, to i przy występach regionalnych nie powinno razić… Muzyczną ciekawostką była komercja andyjska, od lat obecna latem na Podtatrzu (nie tylko polskim), w postaci kilku smagłych górali bodaj z Boliwii, wykonujących z półplaybacku Guantanamera  i El condor pasa. Książek, także tych z tematyką regionalną, nie sprzedawał nikt. No, ale jeśli statystyczny Polak kupuje mniej niż jedną książkę w roku, to nie jest to towar na Jarmark Podhalański… A pomnik Orkana na Rynku i tak był zasłonięty przez reklamy.

 

Nowy Targ-Kraków, 24-08-2010