Związek Podhalan chce z otwartą przyłbicą wkroczyć do polityki i utworzyć własne listy w najbliższych wyborach. Nie jest to informacja zaskakująca, bowiem swoje dziewictwo polityczne Związek stracił już dawno i to wiele razy, co ma swoje precedensy. Nieraz przecież matki sześciorga dzieci przedstawiały lekarskie świadectwa, wykazujące, że ich małżeństwo pozostawało nieskonsumowane, w związku z czym hierarchowie kościelni orzekali rozwód, a konsystorskie dziewice szły w świat z niepokalanym przeświadczeniem, że wszystko jest kwestią kasy. Niemniej tego typu trudy podejmowano głównie dla zachowania pozorów, bowiem cel główny – zmiana partnerów – pozostawał w domyśle i skryty za kulisami.
Związek Podhalan, zaprawiony w sojuszach z rozmaitymi formacjami, teraz idzie na swoje. Ideowe popieranie PIS-u, korzystanie z wpływów PO, wkładanie góralskich kapeluszy na głowy Wałęsy, Wachowskiego, Olechowskiego, Kwaśniewskiego czy Kaczyńskiego, a nawet zdejmowanie kapelusza przed Ojcem Dyrektorem nie przyniosły lokalnych liderom oczekiwanych skutków. Pora wziąć swój interes w swoje ręce i zadbać o własne sprawy bardziej bezpośrednio. Kilkadziesiąt oddziałów Związku w całym kraju i parę tysięcy zrzeszonych Podhalan to licząca się struktura i spora liczba wyborców. Taki kapitał, dobrze zainwestowany, może przynieść spory dochód.
Prominenci Związku otwartym tekstem mówią, iż idą do władzy po to, by – zgodnie ze statutem - zadbać o dobrobyt górali. Budujące jest to, że grę pozorów zastąpiła brutalna prawda: władza to korzyści materialne dla siebie i swoich. Koniec z frazesami. Sympatia do górali rośnie (z niewielkimi przerwami…) od blisko dwustu lat, warto więc z tej koniunktury korzystać. Interesik jest taki: urwać trochę dotacji Unii Europejskiej, zyskać dofinansowanie góralskich inicjatyw, w końcu zadbać o związkowy image. Więc warto wejść do gry – a nuż będą płacić za sam udział w kampanii?
Przewiduję szczególny sukces związkowych kandydatów w rejonach Krakowa, Poznania, Gdańska i Lublina. Na Podhalu może być trochę gorzej, podobnie jak w 1989 r., kiedy to w wyborach przeciwko kandydatowi „Solidarności” stanął kandydat góralski i przegrał. Dziennikarka BBC zapytała starych górali w Murzasichlu, czy dlatego głosowali na „Solidarnościowca”, że go dobrze znają i usłyszała, że go wcale nie znają. A na kandydata Związku Podhalan nie głosowali dlatego, że go dobrze znają.
Nowy Targ-Kraków, 3-11-2009