Wiara w magiczną moc słów nie narodziła się w czasie rządów komunistycznych, kiedy to głównym zarzutem przeciwko statutowi Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” (pamiętacie jeszcze taką organizację?) było to, że nie znalazło się w nim słowo „socjalizm” i sędzia Zdzisław Kościelniak na siłę chciał je dopisać wierząc głęboko, że dzięki temu panna „S” stanie się organizacją proustrojową. Znacznie wcześniej królowa Hatszepsut, gdy sięgnęła po władzę w Egipcie, usuwając z tronu małoletniego siostrzeńca Totmesa III, rozesłała swoich siepaczy po całym kraju, by we wszystkich kartuszach, wymieniających imię Totmesa, zastąpić je swoim. Po latach, gdy cioteczka (a zarazem macocha i teściowa…) uległa zabalsamowaniu – Totmes powrócił do władzy i natychmiast usunął z wszystkich napisów imię poprzedniczki. Na szczęście – ani faraonom, ani kapłanom socjalizmu wiara w magię słów nie dała tej władzy i tych rezultatów, których oczekiwali. Cóż – słowa, choć ważne, nie zastąpią czynów. Choć, jak mówią, wiara czyni cuda…
Po tym, jak grupka ceprów ze strachu czy głupoty, zabiła w Tatrach młodego niedźwiedzia, problem ratowania dzikiej zwierzyny w parku narodowym stał się kolejnym tematem medialnym. Przed laty prasa i tzw. opinia publiczna wykrzyczały wiele słów w obronie atakowanego przez biznesmenów i samorząd Zakopanego dyrektora TPN, ale nie na wiele się to zdało: Wojciech Gąsienica Byrcyn pożegnał się ze stanowiskiem i dziś walczy z oponentami przy pomocy sztachet, stawianych na trasie narciarskiej. Podobno broni swojego terytorium przed narciarzami, a zwłaszcza przed PKL. Ma do tego prawo. A nawet prawo i sprawiedliwość, lub, sięgając do klasyki – prawo i pięść, co zresztą na jedno wychodzi. I jest skuteczny, bo nie apeluje, tylko stawia płot, mówiąc że działa zgodnie z prawem. Liczą się czyny, nie słowa.
A obecna dyrekcja TPN rozwiesza po Polsce bilbordy przestrzegające przed tym, że nasze zachowania mogą doprowadzić do wyginięcia tatrzańskich zwierząt. O nakręcanej sowie z główką na sprężynce („Będzie po ptakach”) już pisałem. Drugim mającym szokować bilbordem jest wizerunek niby-krupówkowego misia (za czysty na Krupówki!), czyli baraniego futerka, w które ubrany jest człowiek, co widać po wystających z futra drapieżnych dłoniach. Los barana nikogo nie obchodzi. Los człowieka również…
Ale może warto apelować o to, by ludzie nie mordowali niedźwiedzi? Tylko czy jeszcze ktoś wierzy w skutek namawiania do dobra? Sporo lat temu Wybitny Specjalista od PR ofiarował ludzkości na Górze Synaj kamienny bilbord, na którym wśród dziesięciorga sentencji m.in. było napisane „Nie zabijaj”… I jakoś nie zadziałało…
Nowy Targ-Kraków, 20-01-2009