O tym, jak słaba i nieskuteczna jest w Zakopanem opozycja pokazuje fakt, że w czasie, gdy cała władza lokalna pojechała w naszym imieniu do Afryki – pozostali na miejscu radni z PIS-u nie dokonali zamachu stanu. Drugi raz takie sprzyjające okoliczności mogą się nie zdarzyć: w Kapsztadzie znaleźli się burmistrz, obaj wiceburmistrzowie, sekretarz, urzędnicy, radni, nawet starosta i szef lokalnej gazety. Na ulicach osieroconego Zakopanego drogowcy wznosili już barykady, a lud jak zwykle ostrzył ciupagi i szykował oscypkowy atak gazowy - tymczasem ani Jerzy Zacharko, ani Małgorzata Mitan-Abel, ani BBB (Blok Byłych Burmistrzów) nie zajęli Urzędu Miejskiego, czy choćby siedziby Radia Alex i nie ogłosili przejęcia władzy. Ograniczono się jak zwykle do krytyki nieskuteczności działania władz i darcia szat nad podwyżką pensji dla burmistrza.
I o co to? O głupie 1600 złotych brutto? Nauczyciele też kiedyś dostali po 15 zł miesięcznie i nikt nie protestował. Niecałe 11 tysięcy brutto dla burmistrza oznacza jakieś 5 tysięcy dla skarbu Państwa, ZUS-u i tp. pochodnych. Im więcej zarabia burmistrz - tym więcej płaci podatków, które stanowią o naszym wspólnym bogactwie.
Do czego prowadzą nieuzasadnione oszczędności na pensjach urzędników pokazał opublikowany ostatnio raport Julii Pitery. Zarabiający żałośnie mało ministrowie dokładali sobie do pensji ze służbowych kart kredytowych, tu 50 złotych, tu 500, w sumie nie ma o czym mówić, jak to słusznie stwierdza obecna opozycja. Są to sumy banalnie małe i ogółem wyniosły niecałe 1,4 miliona złotych. Co to jest w porównaniu z takim peronem we Włoszczowej, za który były wicepremier kupował miłość wyborców! Podważa się na przykład fakt kupienia sobie na służbową kartę wełnianego pledu za 1200 złotych. Jak można! Jakiś ubogi minister marzł, biedaczyna, w swoim gabinecie i chciał sobie otulić strudzone nogi, którymi pewno pisał kolejne projekty ustaw, a pani Pitera teraz mu to wytyka. Albo czyni wyrzuty Jerzemu Polaczkowi, że swojemu zagranicznemu partnerowi kupił spinki do mankietów za niecałe 620 złotych. Przecież to nie jest korupcja, bo obcy minister nie zdradził jak się buduje autostrady, czego dowodem jest to, co nasz minister w tej dziedzinie osiągnął.
Można, oczywiście, zadawać retoryczne pytania, dlaczego na przykład dorsza za 8,16 zł jakiś rządowy orzeł nie kupił ze swojego konta. A mógł? Jeśli premier Kaczyński nie miał swojego konta, tylko korzystał z mamusi, to minister miał się popisywać swoim?
A dorsz na pewno był i tak drugiej świeżości.
Zaś wycieczka zakopiańskich prominentów do Kapsztadu była po prostu inwestycją o wysokim stopniu ryzyka. Zbyt wysokim, jak na możliwości Tatr.
Nowy Targ-Kraków, 1-07-2008