Ci sztabowcy, jacy jeszcze pozostali Jarosławowi Kaczyńskiego, gdy tylko mają przerwę w gorącym zapewnianiu prezesa o swej niezłomnej wierności, zachodzą w głowę, w jaki sposób szef PiS-u mógłby ukarać tych, którzy opuścili jego partię. Niewątpliwie największą karą byłaby dla nich reaktywacja członkowstwa w PiS-ie. Być może jednak w tęgich głowach Mariusza Błaszczyka czy Jolanty Szczypińskiej zrodziła się makiaweliczna myśl, by odszczepieńców zaprosić do powrotu, a potem dopiero ukarać ich wyrzuceniem. Pozostając poza partią są bowiem tym samym poza zasięgiem karzącej dłoni prezesa. Byłoby to zresztą powtórzenie techniki inkwizytorów dominikańskich, którzy w XIII w. wykopywali z grobów zmarłych katarów, organizowali im procesy i skazywali na śmierć za herezję – niejako unieważniając tę śmierć poprzednią, choć było ją widać i czuć.
Rzewne opowieści dziennikarskie na temat secesji w PiS-ie i marzenia niektórych polityków, że działalność grupy Polska Jest Najważniejsza doprowadzi do likwidacji partii Kaczyńskiego są naiwne. Wybory pokazały, że ani ilość, ani jakość pozostających u boku prezesa działaczy, podobnie jak to wszystko, co on wygaduje, nie ma najmniejszego wpływu na elektorat tej partii, który nie musi widzieć, żeby wiedzieć, nie musi słyszeć, żeby klaskać i nie musi dotknąć, aby wierzyć. Ta jedna czwarta wszystkich wyborców głosująca na PiS to nie jest na pewno jakaś jednolita grupa moherów, frustratów, antykomunistów czy nacjonalistów. To osoby, które umieją angażować się wyłącznie „przeciw”, które w kolejnych klęskach widzą mesjanistyczny dowód polskiej Golgoty, to ci, którzy chcą przebywać wyłącznie wśród ludzi myślących dokładnie tak samo jak oni. To nie są ludzie gorsi ani lepsi, tylko po prostu specyficzni. Nie da się ich przekonać, trzeba ich zaakceptować i nauczyć się z tym żyć. 25 % poparcia zapewni Kaczyńskiemu i jego pretorianom stałe miejsce w Sejmie i w mediach, pensję wyższą od emerytury i poczucie ważności. Skaże go też na wieczne pozostawanie w opozycji, co mu najbardziej odpowiada, bo zapewnia popularność przy zerowej odpowiedzialności – czy może raczej: nieograniczonej nieodpowiedzialności. A Polsce (która, oczywiście, jest najważniejsza) nie przeszkodzi, bo pozostałe ugrupowania, mające w przeciwieństwie do PiS-u jakieś zdolności koalicyjne, mogą demokratycznie i skutecznie rządzić krajem.
A propos demokracji: czy to nie Michał Kamiński (który w ramach protestu przeciw dyktaturze Kaczyńskiego przeszedł do PJN) jeździł kiedyś do Chile, składać hołd Augusto Pinochetowi?
Nowy Targ-Kraków, 30-11-2010