Maciej Pinkwart

Beznadziejne wybory

 Tutaj skan artykułu

 

Kampanii wyborczej praktycznie nie było, debaty przedwyborcze organizowali dziennikarze, a wszyscy kandydaci reprezentowali przekonanie, że tylko pod ich rządami staniemy się z piątku na sobotę młodzi, piękni i bogaci. Wzdłuż zakopianki jedynie dwóch kandydatów PIS-u było reklamowanych na billboardach, co dowodzi albo dobrego stanu budżetu partii, albo sporej determinacji. Było tak nudno, że jedynie doniesienia z centralnego psychiatryka od czasu do czasu stawały się tematem debaty publicznej. Dyskutowano jedynie na tematy personalne, a i to niechętnie. W Zakopanem tym razem nawet nie pojawiły się wiadome dopiski na plakatach wyborczych – widać partia Narodowo-Patriotyczna skupiła się na walce o czystość działań seksualnych lub szykuje się do kolejnych marszów pamięci pochodniowej. Przykładem tej nędzy demokratycznej stały się njusy, z których dowiadywaliśmy się o tym, że jakiemuś kandydatowi nie udostępniono remizy, co stało się przyczyną protestu wyborczego. Czym program owego kandydata miał się różnić od znajomego strażaków – nie podano.

Wygrali więc faworyci, co oczywiście ma swoje zalety, także z dziennikarskiego punktu widzenia, bo nie trzeba się uczyć nowych nazwisk i nowych obiecanek. Działania starej władzy są przewidywalne i pozbawione ryzyka, które zwykle bywa największym wrogiem następnej kadencji. W obu największych urzędach miejskich naszego regionu nie trzeba będzie wymieniać kadry, więc oszczędzi się na finansach i na czasie, zwykle niezbędnym do rozruchu machiny władzy. Interesujące, jak ten czas zostanie zużytkowany.

Przegrała tylko, jak zwykle, sama demokracja, bo w zwyczajnych ludziach, którym raz na cztery-pięć lat wmawia się, że to oni są suwerenami i to, w jakim kierunku toczyć się będą sprawy w kraju, zależy od nich – utrwala się przekonanie, że to i tak funta kłaków nie warte, bo cokolwiek by zrobili, to i tak nic się nie zmieni.

I to jest myślenie całkowicie błędne. Bo zazwyczaj robimy mało, albo zgoła nic, by w jakikolwiek sposób realnie wpłynąć na wynik wyborów. Wybieramy osoby przypadkowe, głosujemy na partie polityczne, albo znajomego sąsiada, nie zastanawiając się ani przez moment nad tym, co realnie „nasz człowiek” może zrobić zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Nie znamy prawa, nie znamy planów rozwoju regionu, bo plany te robi się akcyjnie, a potem poświęca ¾ kadencji na ich zmienianie zgodnie z oczekiwaniami znajomych. A potem przychodzą nowe wybory i znów dyskutujemy o tym, co kto powiedział w dyskusji…

 

 

Nowy Targ-Kraków, 23-11-2010